środa, 28 kwietnia 2010

Najsmaczniejsza paciaja pod słońcem, czyli Misja Risotto wykonana!

Od kilku dni, a właściwie od czasu, gdy Maciej umieścił pod jednym z moich postów komentarz, chodziło za mną risotto. Miałam wrażenie, że na ramieniu siedzi mi aniołek, albo raczej diabełek i szepcze "risotto risotto risotto..." Mówi się, że jest to potrawa prosto z Włoch, chociaż ja ostatnio przeczytałam, iż pochodzi ona tak naprawdę z Chin, a do kraju makaronów i pizzy przywiózł ją Marco Polo.

Moje pierwsze risotto zrobił właśnie Maciej, gdy studiowałam jeszcze na Wydziale Chemii UG. Kontakt z przyjaciółmi nie był ograniczony tak jak obecnie, w czasie nauki medycyny. Miałam ogromną przyjemność wszystkich moich trzech de-beściarskich-do-grobowej-deski-przyjaciół gościć w jednym czasie w Gdańsku. Chyba dla całej naszej czwórki było to niesamowite wydarzenie, bo po liceum rozjechaliśmy się po całej Polsce. Zabawa była oczywiście, jak to się mówi, przednia, ale szczegóły pozostawię sobie. Spędziliśmy razem chyba cały tydzień i codziennie ktoś gotował. Maciej zaserwował nam właśnie risotto. Ale takie z warzywami. Od tego czasu staram się powtórzyć ten smak, ale chyba wciąż mi nie wychodzi. Co gorsze, Maciej też nie pamięta już jak je przyrządził. Ha! Albo nie chce zdradzić cennego przepisu.

Jeśli chodzi o risotto z warzywami, wg mnie można do niego wrzucić wszystko. Każdy z resztą lubi co innego. Ja wychodzę z założenia, że im więcej tym lepiej, ale ważne by dużo było zieleniny. Pani w sklepie naprawdę dziwnie się na mnie patrzyła, gdy prosiłam o 6 pęczków natki pietruszki i jeszcze 4 koperku. A i tak moim zdaniem, było za mało. Są stałe składniki, które choćby nie wiem co, zawsze muszą być częścią przepisu. Mam tu na myśli cebulę, czosnek, masło, białe wino i oczywiście ryż. Najlepszy ryż to taki kształtem bardziej zbliżający się do koła niż kreski. Podobno te wszystkie parboiled też się nie nadają, chociaż akurat te ja lubię.

Drobno pokrojoną cebulę podsmażamy na maśle na patelni. Gdy się zeszkli, odcedzamy ją do miseczki, a na pozostałym maśle podsmażamy ryż. Najlepiej na niezbyt dużym ogniu. W tym czasie na drugiej patelni, w garnku, czy jakkolwiek podsmażamy trochę pozostałe składniki. I tak u mnie były to starte na grubych okach marchew, pietruszka i pieczarki. Dodatkowo trzy kolory papryki pociachane wg uznania. Krążki pora. Obowiązkowo czosnek.

Wszystkie podsmażone składniki wraz z zeszklonym ryżem i cebulą wrzucamy do dużego garnka. Podlewamy wszystko wcześniej przygotowanym bulionem grzybowym raz na jakiś czas. Tak naprawdę "uzupełniamy płyny" za każdym razem, gdy zauważymy, że już wyparowały. Nie możemy pozwolić na to, aby potrawa się przesuszyła. Kolorową paciaję często mieszamy i podlewamy bulionem, kiedy trzeba. Następna na liście jest zielenina. I tutaj najbardziej przydatne są nożyczki. Tniemy natkę pietruszki, koperek, a nawet botwinkę prosto do garnka. Im bardziej będzie zielono, tym risotto będzie smaczniejsze. Jak widzicie moje dzisiejsze i tak było nie tak bardzo zzieleniałe. Cholerne liście kurczą się pod wpływem ciepła...
Pamiętamy cały czas o podlewaniu risotta bulionem, gdy zrobi się suche. Oprócz bulionu nie może zabraknąć szklanki białego wina, soku z połowy cytryny, a na koniec żółtka z jednego jajka. Ponieważ bulion grzybowy jest dość słony, jedyną przyprawą jaka jest potrzebna, jest pieprz. Najlepiej świeżo zmielony. Czytałam jakiś czas temu, że risotto nie może obejść się bez szafranu, więc jeśli lubicie niezwyczajne smaki, polecam dodać trochę do potrawy. Podajemy z tartym żółtym serem. I tutaj zaczynają się prawdziwe rozbieżności. Jedni uważają, że najlepszy jest parmezan. Ja uwielbiam do ciepłych potraw najzwyklejszą goudę albo edamski.


RISOTTO Z WARZYWAMI:
300-400g ryżu
4 szt cebule
2 ząbki czosnku
3 szt papryki (zielona, żółta, czerwona)
40 dag pieczarek
1 szt pora
6 szt pęczków naci pietruszki
6 szt pęczków koperku
2 szt pęczków botwinki
3 kostki bulionu grzybowego Knorr
1,5 l wody (do bulionu)
1 kostka masła
1 szklanka białego wina wytrawnego
sok z połowy cytryny
1 żółtko
ser starty do posypania

Później słychać już tylko mlaskanie z apetytem, ciamkanie i oblizywanie.

2 komentarze:

  1. bo wtedy to byl smak mlodości :D
    Do tego nie wspomnialas o moim tajemniczym skladniku .

    A pamietasz marchewki na słodko :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Yyy bo może właśnie tego składnika mi nie chciałeś zdradzić ;P

    Albo... masz na myśli godziny skrabli zapijane morzem wódki :)

    OdpowiedzUsuń