poniedziałek, 19 kwietnia 2010

Schab do kanapek, Naleśniki z bananową nutą na obiad

Powiem szczerze, chociaż na pewno wielu z Was mnie za to zlinczuje, że jestem już trochę zmęczona tą żałobą narodową. Zawsze uważałam się za wielką patriotkę, wiecznie stającą w obronie narodu i utożsamiającą się z nim. Jednak nie umiem zrozumieć tego co się dzieje po tragicznej śmierci naszego Prezydenta. Każdego dnia mój Mąż włącza teleexpres, a potem wiadomości i im bliżej końca, jego mina jest coraz bardziej zdegustowana. Dam sobie rękę uciąć, że przez ten cały tydzień nie było ani jednej wiadomości dotyczącej czegoś innego niż żałoba, śmierć i pogrzeb. Przez cały tydzień usłyszeliśmy tylko jedną wiadomość ze "świata", a mianowicie, że wybuchł wulkan. Ale jestem quite sure, że nie dowiedzielibyśmy się o tym, gdyby nie fakt, iż przez to ważne osobistości ze świata nie mogły dotrzeć do nas na pogrzeb. Zastanawiam się teraz, czy naprawdę świat się zatrzymał na czas żałoby? Czy naprawdę nic się nie dzieje? Czy w tym czasie nie wyszło na jaw jakieś wielkie oszustwo, nie okradziono banku z całych zapasów, nikt nie dostał jakiejś prestiżowej nagrody??
Zgadzam się z faktem, że była to ogromna tragedia dla narodu, ale czas płynie nieubłaganie i nie możemy się zatrzymać i wiecznie rozpamiętywać umarłych. Tyle nam się wbija do głów, gdy tracimy kogoś bliskiego, że mamy prawo do bólu i cierpienia, ale mimo wszystko powinniśmy żyć dalej. Dlaczego więc poza tym, że pamiętamy, że wspominamy i wychwalamy i cierpimy, życie codziennie nie może się toczyć swoim torem i tempem? Gdy wychodzi się do miasta, widać flagi, w niektórych miejscach widać znicze, co od razu pokazuje, że pamiętamy i łączymy się w bólu. Ale poza tym wszystko inne działa normalnie. Urzędy pracują w tych samych godzinach i z tak samo ciągnącymi się kolejkami. W sklepach można dostać świeży chleb i masło. Zajęcia na uczelniach odbywają się tak samo, a kolokwia i tak trzeba zaliczyć. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego do jasnej anielki (!), gdy się włączy telewizor wszystko jest do góry nogami? Dlaczego poza audycjami żałobnymi, program nie może biec normalnie? Cały tydzień czekałam na film, który dawno temu widziałam i bardzo bardzo mi się podobał, ale oczywiście został zastąpiony przez kolejne przydługie rozmowy jakichś tam polityków na temat tego czy pogrzeb był piękny czy nie, a czy żałoba nie była czasem zbyt teatralna. Powiem Wam coś, w TV była teatralna aż nadto!!
I jeszcze ten hałas dokoła pogrzebu na Wawelu!! Zadaję pytanie i rzucam w przestrzeń... Czy teraz każdego prezydenta będziemy chować na Wawelu?
Jak widzicie trochę się poddenerwowałam. Bo ja po prostu uważam, że żałobę nosi się w sercu.

Ja na przykład dzisiaj poza tym, że włączyliśmy na chwilę na pogrzeb, uroniłam łezkę i poczułam, że jednak gdzieś tam boli, spędziłam przemiły dzień z Mężem. Wspólne wstawanie, sprzątanie, posiłki, czytanie, to jest to co w weekendach lubię najbardziej.

Adam zapragnął na obiad naleśników. Mąż każe - żona musi ;P W kuchni czekał na mnie już przygotowany mikser, miska, patelnie. Nic tylko robić. Szklanka mleka, wody, trzy jajka i odrobina soli. Sól być musi do smaku, inaczej naleśniki są mdłe i nic poza tym. Wszystko wymieszać i wtedy dopiero dodać 1,5 szklanki maki. Dzisiaj eksperymentowałam z krupczatką i zwykłą pszenną, ale moim zdaniem najlepsze wychodzą tylko z pszennej. No i zabieramy się do smażenia. Nie lubię długo stać, więc smażę na dwie patelnie. Do naleśników najlepsza jest ta ikeowa, bo nie muszę używać tłuszczu.
W trakcie smażenia trzeba przygotować jakąś wkładkę. Tym razem twarożek, który zwykle robiłam urozmaiciłam. 350g twarogu półtłustego rozdziobałam widelcem. Koniecznie widelcem, a nie jakimś mikserem, czy blenderem. Do sernika może być gładka mazia, ale w naleśniku trzeba czuć co się je. Dodałam cukier wanilinowy, łyżkę miodu, śmietanę, dwa banany i kilka kropel cytryny. Uczciwie mogę przyznać, że był to najlepszy twarożek, jaki jadłam do tej pory. Posmak bananów był taki delikatny i odświeżający...
Anyway... trzeba zawinąć naleśniki z serkiem, można jeszcze polać śmietaną. My robimy sami już na swoich talerzach. Każdy rządzi swoim.
Pamiętajcie, że do naleśników świetnie się nadaje konfitura figowa. Nie dżem, ale konfitura. Z doświadczenia wiem, że im droższa, tym lepsza. Ale i to nie jest regułą. Przy kupowaniu zawsze patrzcie czy ma dużo pestek. Dużo pestek równa się dużo owoców, a nie tylko żelatyna.


NALEŚNIKI:
1 szklanka mleka
1 szklanka wody
3 świeże jajka
sól
1,5 szklanki mąki pszennej

Dodatkowo:
patelnia
kilka kropel oleju lub słonina na widelcu 

NADZIENIE:
1 kostka twarogu półtłustego
1 łyżeczka cukru wanilinowego
1 łyżka miodu rzepakowego
1 łyżka śmietany 18%
2 banany
kilka kropel soku z cytryny

Dodatkowo:
miska
widelec
blender

Opowiem Wam o pewnym pechu, który się nas wytrwale trzyma. Tydzień temu zepsuł nam się samochód. Dość poważnie, więc zalega w naprawie w Wałczu. Adamowi spalił się laptop - nie do naprawienia. Został nam tylko mój mini, ale co za tym idzie, nie ma stacji dysków. Zakupiliśmy więc, nie dalej jak trzy dni temu, zewnętrzny napęd, ale nie działał - usterka fabryczna wymieniony. Tuż przed Świętami w Wlk. Piątek rano zapukał do nas sąsiad wspaniały i oświecił nas, iż prawdopodobnie od kilku godzin zalewamy wszystkich w dół... aż do garażu. Gdzieś w ścianie, po przeróbkach, które nasza pani zleciła majstrom, się poluzowało i tak sobie ciekło i ciekło i ciekło. Wielki Piątek, babki, mazurki i keksy musiałam poczynić zatem bez wody. W końcu żyjemy w cywilizowanym świecie i nie ma opcji, aby się ktoś ruszył i naprawił tak poważną awarię dwa dni przed Świętami. Szczęśliwie sąsiad pozwolił nam pomyć się i naczynia w swoim mieszkaniu i jakoś daliśmy radę. Gdybyśmy jednak nie wyjeżdżali do Giżycka następnego dnia, byłaby to istna katastrofa, bo jak to Święta bez wody! Lista jest o wiele bardziej pokaźna, ale dążę do tego, co przydarzyło się nam rano. I tutaj najlepiej będzie jeśli wstawię fragment maila mojego Męża do sióstr, bo chyba nikt lepiej tego nie opisze:

"Dziś jest niedziela, dzień wytchnienia i spokoju. Zaczęło się od porannych ćwiczeń, potem przygotowywałem śniadanie. Robiłem sobie kawę mistrzów - 3 łyżeczki kawy rozpuszczalnej, 2 łyżeczki dobrej jakości prawdziwego kakao + łyżka stołowa miodu, wrzątek i ciepłe mleko - all zusamen palce lizać. I ten właśnie wrzątek był kłopotem - zalałem przy okazji litrowy szklany dzbanek herbaty dla Ani do  śniadania i w tym momencie nastąpiła eksplozja. Nie wiem czy widzieliście kiedyś programy na discovery, jak pokazują wszystko w zwolnionym tempie - ja miałem właśnie taką wizję - widzę pękający, eksplodujący dzbanek, szkło i wrzątek lecące prosto na moją klatę i stopy osłonięte jedynie gumowymi klapkami za 9zl. Wybijam się z pięt i wykonując powietrzną ewolucję, po której Neo z Matrixa by powiedział: "ale jak to ?", ostatecznie unikam zagrożenia. Ha! A to Ci poranek! Kiedy już twardo wylądowałem, stwierdziłem, że to jednak nieprawda, ze już wszystko sie rozwaliło, tak więc ze spokojem godnym polującego lamparta włączyłem TV i oczekiwałem na rozwój wydarzeń. Póki co TV nie eksplodował i mogliśmy zjeść spokojnie śniadanie. Zaraz planuję odkurzać, więc jak nie będzie z nami kontaktu, tzn że odkurzacz wytworzył megazajebistą czarną dziurę i wessał w pizdu pół Gdańska razem z nami"

Z góry przepraszam ze pewnie niecenzuralne zdanie. Gdybym je przerobiła, nie byłoby efektu. Chciałam jeszcze dodać, że jeśli myślicie, że pod Smoleńskiem samolot rozbił się "bo Ruscy, czy Tusk". Jeśli znów chcecie śpiewać chwalebne pieśni pod adresem prezydenta Islandii, który uruchomił wulkan i ocalił cały świat przed nalotem Putina na Wawel z elitą każdego kraju.... Wierzcie mi, wasze teorie są błędne, to po prostu nasze fatum dosięga wszystkich.

Tymczasem polecam gorąco spróbować schabiku pieczonego. Nic prostszego, a na kanapeczkę doskonale się nadaje. Kawał schabu bez kości, trochę posolonego i popieprzonego wkładam do rękawa do pieczenia, dolewam trochę wody i wkładam do piekarnika. 120-150°C powinno być okej. Rękaw zwykle nakłuwam szpilką kilkakrotnie, bo dawno temu zdarzało mi się, że pękał w piekarniku. Dwie godzinki i schabik gotowy. Wierzcie mi! Jest pyszny pyszniasty, a w domu wciąż unosi się ten zapach. Pamiętajcie tylko, że solimy w ostatniej chwili, bo sól wyciąga z mięsa soki. A mięsko nie może być suche.


SCHAB PIECZONY:
1 kg schaby bez kości
sól, pieprz

Dodatkowo:
rękaw do pieczenia
piekarnik 120-150°C

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz