Zażeraliśmy się schabikiem i naleśnikami, więc nie o jedzeniu dzisiaj.
Lekko spóźniona rano wykonywałam poranną toaletę i nagłe dotarło do mnie, że woda w WC "za Chiny" nie chce się spuścić. "Co znowu?" sobie pomyślałam. Jeszcze tego nam brakowało, żeby rozwalali ściany w łazience, bo pewnie tym razem tam coś się zepsuło. Szczęśliwie nasz pech akurat tym razem sięgnął sąsiadów po przekątnej piętro niżej. Przy ich zaworze coś się zrobiło i zalało potężnym strumieniem całą klatkę w dół, aż do garażu. Mąż mój mówił mi, że gdy wychodził do pracy poziom wody sięgał mu do połowy buta!! Jest noc już, a w garażu wciąż jest mokro.
Nasz pech teraz dopieszcza nie tylko wszystkich w klatce - po schodach musimy chodzić po ciemku. Dosięgnął wszystkich trzech klatek wymuszając wyłączenie prądu w całym podziemnym garażu. Sorry sąsiedzi - my tu byliśmy pierwsi ;P
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz