piątek, 16 kwietnia 2010

Spaghetti pseudo-bolognese

PRZEKOPIOWANE - 14 kwietnia 2010
Trzynasty zazwyczaj jest jednym z przyjemniejszych dni miesiąca. Nie tylko dlatego, że 13go wzięliśmy ślub. To jest po prostu zawsze szczęśliwy dzień. Akurat dzisiaj mogłoby być lepiej... Znowu się przestawiłam z porami snu i spałam do 12tej. Trochę się stresowałam dzisiejszą wizytą u lekarza i długo nie mogłam zasnąć. Nie lubię wstawać tak późno, bo mam wrażenie, że zmarnowałam kupę czasu, ale wieczorem okazuje się, że znowu nie mogę spać, więc nadrabiam wszelkie możliwe zaległości.

U pani doktor postawiona diagnoza. Mikrogroczulaki podobno sieją spustoszenie w mojej głowie, toteż skutki naprawdę nie trudno zauważyć. Gdyby spojrzał ktoś na moje zdjęcie sprzed roku chociażby i porównał z dzisiejszym, wierzcie mi, że nikt nie uwierzyłby w to, iż wyznaję zasadę jedzenia wszystkiego ale z umiarem. Najgorsze jest to, że widoczne są już dość wyraźnie skutki ze strony androgenów. Najlepsze natomiast, że być może jedna tabletka na tydzień załatwi sprawę i przywróci mój organizm do normy. Nawet nie wyobrażacie sobie, jak bardzo tęsknię do moich sukienek i w ogóle do ukochanego stylu seksi/elegancja. Oczywiście niezbyt sztywnego?

Dzisiaj nakarmić trzeba było głodnych mężczyzn trzech. Nie tylko mojego męża, dla którego każdą potrawę przyrządzam z największą uwagą i pasją. Przyszedł też osamotniony sąsiad, bo okazało się, że chora kobieta jeszcze leży w łóżku i nie może wrócić do Gdańska przez jakiś czas. A że tak po sąsiedzku wszyscy się wspieramy na najróżniejsze sposoby, sąsiad dzisiaj zawitał na obiadokolacji. Porzucony przez żonę przyjaciel nasz, chociaż pracował prawie do 22giej, też przyjechał, aby zjeść co nieco.

Zakupy były szybkie na tyle, że nawet za parking nie musieliśmy zapłacić. Mięso mielone z łopatki (0,7 kg), tyle samo pieczarek, kilka cebul, żółty ser, całe pomidory bez skórki w puszce i makaron spaghetti. Ostatnio najbardziej lubimy ten firmy PrimoGusto i to się zbyt szybko raczej nie zmieni.
Na patelnię trzeba wrzucić mięso, aby się trochę podsmażyło, ale nie wysuszyło. Gotowe przełożyć do większego garnka. Podsmażyć znowu na patelni pokrojone w plastry pieczarki, a potem posiekaną w kosteczkę cebulę. To wszystko razem wymieszać w tym garnku, gdzie jest mięso. Ustawić na niewielki ogień i dodać trzy puszki pomidorów, wcześniej byle jak pokrojonych. Mam niewielkie zboczenie w kuchni, nie lubię regularnych kształtów, dbale pokrojonych kosteczek, od linijki posiekanych warzyw. Mam wrażenie, że takie gorzej smakują, a tylko te byle jak niosą ze sobą prawdziwy smak potrawy. W kuchni lubię zgniatanie, rozrywanie, szarpanie, siekanie jak popadnie.

To co w garnku trzeba doprawić do smaku. Trochę soli, pieprzu, może Vegeta. Koniecznie kilka listków świeżej bazylii. U nas coraz częściej mamy taką w doniczce na stanie kuchni. Czasem trzeba podlać, ale prawda jest taka, że to jest jedyny kwiat doniczkowy, którego jesteśmy w stanie nie ususzyć.
Do sosu ja dodaję jeszcze trochę śmietanki takiej do zup i sosów. Najbardziej lubię łaciatą 18%, ale każda inna byłaby dobra. Na koniec gotujemy makaron i dodajemy do sosu. Makaronu nigdy nie gotuję tak o sobie po prostu. Do wody zawsze dodaję trochę soli i kostkę knorr bulion z oliwy z oliwek. Raz spróbowałam tak ugotowanego przez eks współlokatorkę i już nigdy nie robię inaczej. Spaghetti podaję w miskach ze startym serem, aby każdy mógł sobie swobodnie wymieszać swoją porcję. Osobiście uważam, że im więcej sera w spaghetti, tym potrawa jest lepsza. Ma delikatniejszy smak, niż ten z samego sosu pomidorowego. Zresztą ja ser mogłabym dodawać do większości makaronowych potraw.

SOS DO SPAGHETTI:
700g mięsa mielonego z łopatki
700g pieczarek
5 dużych cebul
3 puszki całych pomidorów bez skórki
świeża bazylia
sól, pieprz

Dodatkowo:
500g makaronu spaghetti
żółty ser starty

Największym komplementem dla mnie jest odgłos mlaskania, uderzania łyżką o talerz oraz widok rozkoszy na twarzach, gdy smak rozpływa się po całych ustach. I chociaż uwielbiam w kuchni pichcić najróżniejsze rzeczy, to jednak to wszystko sprawia, że przyjemność z gotowania jest o klasę większa. Co jutro na obiad, jeszcze nie wiem. Wiem, że teraz jest czas, aby rozpłynąć się w ramionach męża i zasnąć spokojnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz