Jeśli wczoraj ktoś jeszcze wątpił w fakt ciążenia nad Kowalczykową Podstawową Komórką Społeczną fatum, to pragnę wyprowadzić Was z błędu.
Przyznajcie, że panowie pięknym wozem do nas zajechali....
My, Kowalczyki, ściągamy pecha na wszystko od kilku już tygodni.
Godzina 4 rano, lewo zasnęłam, Mąż budzi mnie czułym głosikiem. "Aniu musimy się ubrać i wyjść, coś się pali, straż pożarna przyjechała, musimy wyjść". Wierzcie mi, że dawno tak szybko nie podniosłam się z łóżka. Włożyłam zimowy kożuch i dzielnie zaczęłam wychodzić z mieszkania. Dusząca chmura dymu wepchnęła mnie do mieszkania z powrotem i wiedziałam, że nie dam rady przejść jeśli nie skombinuję sobie jakiejś maseczki. Szalik poszedł w ruch i wierzę, że nawdychałam się tego świństwa mniej. Po drodze na dół próbowaliśmy pomóc strażakowi otworzyć okna na klatce, ale ta nowoczesna technologia przerosła nas wszystkich. Czy nikt już nie produkuje klamek w oknach?
Przed budynkiem czekali już nasi sąsiedzi. Niektórzy, niezbyt mądrze, olali sprawę i zostali w łóżkach. My, dzielni obywatele, wegetowaliśmy w nocy na dworze i staraliśmy się wspomóc strażaków przydatnymi informacjami na temat budynku. Wiecie, że włazu na dach nie da się otworzyć? To wszystko jest tak skonstruowane, że on opada ewentualnemu wychodzącemu na głowę.
Przyjechało w końcu pogotowie energetyczne, które dzielnie odłączyło prąd. Po 5 minutach panowie sobie odjechali, a my odebraliśmy protokół z zakazem używania prądu do czasu naprawy. Zadzwoniliśmy jeszcze do działu technicznego administracji. O dziwo pan odebrał mimo 5:30 na zegarku. Był oburzony, bo "przecież po zalaniu byli elektrycy i wszystko sprawdzili, to niemożliwe, że się pali". Możliwe, czy niemożliwe, pan się wziął do roboty i miał być u nas za pół godziny. Rekordy inteligencji pobił w momencie, gdy próbował do sąsiadów pod 5tkę, gdzie był protokół do odebrania, dodzwonić się dzwonkiem. "Nie wiem, czy pan wie, ale jak nie ma prądu, to dzwonki nie działają" ;P Pan zgarnął nagrodę miesiąca.
Spaliła się rozdzielnia prądu na całą klatkę. Trzeba ją zbudować od zera. Efekt jest taki, że nie mamy prądu i przez kilka dni sytuacja się nie zmieni. A u nas oczywiście wszystko na prąd. Nawet ciepłej herbaty nie ma szans wypić. Działalność gotowalniczą muszę na razie zawiesić, ale przecież są posiłki nie tylko na gorąco bądź z gorąca. Na wieczór wspaniała kolacja z chleba wiejskiego, plastrów schabu pieczonego, ogórka i (obowiązkowo) majonezu. Do tego miła atmosfera - jakieś 15 świeczek i mroźna cisza przerywana echem każdego skrobnięcia. Szczęśliwie my Kowalczyki do zbyt milczących nie należymy i gadaliśmy do północy. Chcieliśmy pograć w Monopoly, więc wybraliśmy się na wycieczkę w celu zakupienia. Cholerstwo kosztuje ponad 100zł. Plan został porzucony i musieliśmy zadowolić się swoim towarzystwem.
Przerobiliśmy już chyba wszystkie możliwe awarie. Od września. Łącznie z odpadającą umywalką prosto na stopy. Mamy ogromne doświadczenie. Być może założymy firmę testującą nowe mieszkania. "Nie daj się zaskoczyć awariom. Zadzwoń do nas! Weźmiemy je na klatę za Ciebie!"
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz