W okresie wakacyjnym co chwilę uaktualniane są najróżniejsze blogi kulinarne. Ciągle się zastanawiam skąd ci wszyscy nieziemscy fanatycy smakołyków mają czas. Mi się wydaje, że mimo wakacji mam o wiele mniej czasu, aby usiąść i coś napisać. Bo jak się pewnie domyślacie zawsze znajdę parę chwil, aby skombinować coś, co nakarmi i napoi i mnie i Męża.
W folderze na pulpicie pojawia się coraz więcej zdjęć dokumentujących moje popisy. Wpisów wciąż jednak mało i mam nadzieję, że teraz, kiedy Mąż ambitnie pływa w LEPowych książkach, ja będę miała motywację, aby usiąść, wyciszyć się i popisać.
Mój Mąż coraz bardziej mnie zaskakuje. Pozytywnie oczywiście. Od kilku dni jeździmy raniutko na plażę. On biega długie metry czy kilometry, a ja siedząc na kocyku czerpię spokój z opustoszałej plaży i szumu morza. Powierzchnia piasku jest jeszcze praktycznie nie naruszona, wygładzona przez piaskowe maszyny i w śmieszny sposób udeptana przez mewy.
Gdyby tylko nie te kolana wstrętne też bym sobie z Mężem pobiegała. Tymczasem musi mi wystarczyć przyjemność z tych wyjazdów i fakt, że powoli adoptuję się do wcześniejszego wstawania. Być może do października będzie akurat.
Szwędając się po ryneczku dwa razy w tygodniu robię sobie ochotę na dania owocowe i warzywne. Codziennie zjadamy ogromną porcję pomidorów pomarańczowych, jajowatych - moich ulubionych. I bardzo bardzo często szukam owoców z myślą o zatopieniu ich w kolejnym pomyśle na krem z mascarpone. Niestety powodzie, kosmiczne upały bardzo zubożyły owocowy wybór. I tak się składa, że pozostają mi głównie borówki amerykańskie. Nie przeszkadza to eksperymentować :)
Kruche babeczki z owocami zawsze przyciągały moją uwagę w jakiejkolwiek cukierni bym się nie znalazła. Lubię je na tyle mocno, że zamówiliśmy je nawet na nasze wesele. Ale się rozeszły i nie spróbowaliśmy ani jednej ;P Spacerując po Piotrze i Pawle, jedynym polskim hipermarkecie, natknęłam się na gotowe kruche spody. Przed ich zrobieniem wystarczy je tylko na 2-3 minuty wstawić do piekarnika i już można je napełniać czym dusza zapragnie.
Tym razem krem z serkiem mascarpone zrobiłam zupełnie inaczej. Wciąż szukam idealnego dla mnie, mniej tłuszczowego niż z bitą śmietaną, mniej słodkiego niż ten, którego przygotowanie opiszę dzisiaj. Wydaje mi się, że już znalazłam coś prawie, ale na ten przepis musicie zaczekać do następnego razu.
500g serka mascarpone ucieramy dokładnie mikserem, ale na niskich obrotach. To jest bardzo ważne, inaczej się zważy! Następnie dodajemy małymi porcjami skondensowane mleko słodzone. Delikatnie mieszamy i koniecznie próbujemy czy na nasze upodobania nie jest już za słodkie. Na koniec na chwilę przyspieszamy obroty, aby krem był bardziej puszysty. Wciąż zwracamy uwagę, aby się nie zważył. Puszysty krem jest gotowy do nałożenia i przyozdobienia owocami.
Można użyć także mleczka kawowego czy karmelowego. Ja chciałam uzyskać delikatny niezbyt natrętny krem, dlatego wzięłam zwykłe. Niestety i tak uważam, że ten krem nie przypadł mi do gustu.
Do kruchego spodu nakładamy łyżkę lub dwie kremu. Tak aby się nie wylewał z babeczki i na wierzchu układamy owoce. Tym razem znów u mnie borówki amerykańskie. Naprawdę polubiłam je, zwłaszcza w połączeniu z mascarpone.
KREM Z SERKA MASCARPONE (II)
500g mascarpone
100-200 ml skondensowanego mleka słodzonego
Dodatkowo:
kilka kruchych spodów
owoce wg gustu
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
cieszę się, że umiem jeszcze Cię zaskoczyć ;) nie zmienia to faktu, że przy Twoim talencie do gotowania muszę dbać o duuuużoo wysiłku, szczególnie, że ja nie umiem się opanować przy tych wszystkich pysznościach mniaaaaaam :D:D:D
OdpowiedzUsuńcudne są te słodkości
OdpowiedzUsuńborówki to zdecydowanie moje ulubione owoce