Kilka lat temu, gdy słyszałam o problemach niektórych rodzin z podziałami spadku, z ulgą przełykałam ślinę, myśląc "mnie to nie dotyczy". Och, jak niedługo czekałam, aby i u nas tak się działo. Padre zwrócił mi dzisiaj uwagę, że to nie u nas, tylko u mamy. Ale nie oszukujmy się, to wszystko odbija się na nas wszystkich. Mimo iż dziadek przed śmiercią spisał testament, wujek koniecznie musi dobrać się do większej części. Ciotka również i dodatkowo za wszelką cenę pragnie udowodnić, iż kredyt na dom, który moi rodzice spłacali zaciskając mocno pasa i odmawiając wielu młodzieńczych uciech swoim córkom, uregulował za nich dziadek. Oczywiście prawo w Polsce działa na tyle bezsensownie, że to nie ciotka musi udowodnić w sądzie te brednie, tylko mój padre musi udowodnić ich nieprawdziwość.
Wujek jest cholerykiem i koniecznie chce nas wszystkich zniszczyć. Boże, ileż on kłamstw napisał w tych wszystkich pismach do prokuratury. I wiecie co jest najgorsze? On nie skupia się na przykład na mojej mamie, która na którą przepisana jest uczciwa równa część spadku. On obsmarowuje od razu nas wszystkich! Moją mamę, a nawet tatę, siostrę. Największym chyba jego osiągnięciem jest oskarżenie Ewy, iż chciała zabić babcię, gdy ta była pod jej opieką i zaczynała się jej cukrzyca.
Babcia natomiast jako matka nawet nie próbuje przywołać synka do porządku. Każe tylko mojej mamie robić coraz to większe przelewy na jego konto. Paranoja no! Bo biedny Januszek nie ma na chleb. A niech Januszek pójdzie w końcu do pracy, nierób jeden! Babcia w ogóle nie pomyśli o wszystkich trzech córkach, które wujek zastrasza, męczy, oskarża i nie ma się co oszukiwać, krzywdzi.
Co te pieniądze robią z człowieka. Czasami sobie myślę, że chciałabym, aby mama zrzekła się swojej części. Być może wtedy mielibyśmy jakiś spokój.
Odciągając się od tych problemów walczymy c tymi codziennymi. Padre spędza u nas tydzień. Odwiedzamy codziennie moją Alę w szpitalu z jakimiś pysznościami. Dzisiaj w końcu miała artroskopię. Chyba jakieś kulawe fatum nas ogarnęło, bo gdy wyjeżdżaliśmy w niedzielę z Wałcza mój szwagier skręcił nogę.
Takie śmieszne wakacje mamy z tatą. Ponieważ nie za bardzo mogę się wybierać na wycieczki, podróżuję w kuchni ;P Mąż przywiózł z Giżycka dużo dużo sezonowych pyszności. Nie było więc innego wyjścia, jak zapakować to wszystko w słoiki.
Pierwszy raz sama sama robiłam marynowane kurki. Bardzo nie chciałam, aby były w nudnej octowej zalewie. Przepis, który wykorzystałam, znaleziony został w jakieś starej gazecie. Uwielbiam grzyby. Najbardziej smażone: kurki, kanie, rydze. maślaki... Jednak kiedy przyjdzie zima, najbardziej cieszyć nas będą te ze słoików.
Przepis został przeze mnie odrobinę zmodyfikowany, ponieważ nie lubię zbyt intensywnych w smaku. Grzyba trzeba czuć i już.
Marynatę przygotowujemy zagotowując ocet winny z wodą, cukrem, solą, tymiankiem, gorczycą i pieprzem.
Do wrzącej marynaty wrzucamy umyte, oczyszczone wcześniej i osuszone kurki z cebulą pokrojoną w w krążki. Gotujemy do czasu aż cebula zrobi się szklista. Pamiętajcie, żeby nie wrzucać zbyt dużo cebuli, ponieważ wtedy z biegiem czasu w słoikach zrobią się nam kurki w octowej galarecie.
Póki wszystko jest jeszcze bardzo gorące, przelewamy do niedużych, umytych i koniecznie wyparzonych słoików. Szybko zakręcamy i stawiamy do góry dnem. Muszą tak postać przynajmniej 30 minut.
Gotowe przetwory w słoikach najlepiej przechowywać w ciemnych niezbyt ciepłych pomieszczaniach (szafkach).
Zróbcie Kochani kurki póki są jeszcze dostępne!
KURKI Z CEBULĄ NA SŁODKO-KWAŚNO:
1200 g kurek
3 średnie cebule
0,5 litra octu winnego
0, 6 litra wody
300 g cukru
2,5 łyżeczki soli
2 łyżeczki tymianku
2 łyżeczki ziaren gorczycy
1 łyżeczka czarnego pieprzu (najlepiej ziaren)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
uwielbiam grzyby, a na sam widok tych słoików robię się głodny hehe :) nie próbowałem ich jeszcze (smażone do obiadu się nie liczą) i zastanawiam się ile czasu minie, zanim wszystkie słoiki w "magiczny" sposób wyparują ;D
OdpowiedzUsuńPrzepis super!!!
OdpowiedzUsuń