W ostatnich dniach kilkakrotnie musiałam pojawić się w laboratorium naszego UCK. Już kilka miesięcy temu miałam taką myśl, ale teraz tylko się potwierdziła. Nasze laboratorium powinno się "zaorać i wszystko zorganizować od zera". Najchętniej bym powiedziała, że ono w ogóle nie funkcjonuje, ale chyba bardziej trafnie będzie stwierdzić, iż ono funkcjonuje tragicznie.
W październiku byłam tam około godziny 11tej, zaraz po zajęciach. Gdy wyciągnęłam numerek z automatu, okazało się, że do samej rejestracji czeka przede mną 77 osób!! To było dla mnie największe zdziwienie, bo stanowisk pracy przy rejestracji są 4 i zwykle są nawet cztery panie, które powinny tam pracować.
Poziom irytacji był systematycznie u mnie podnoszony wraz z kolejnym obsługiwanym pacjentem, co trwało średnio 10-15 minut. Żeby nie było, że jestem niesprawiedliwa, to powiem Wam, co ma do zrobienia taka pani przy każdym kliencie. Są dwa rodzaje pacjentów:
jedni przychodzą ze skierowaniem - wtedy pani musi zaznaczyć w komputerze na jakie badania są zlecenia, wydrukować dwie naklejki i podać pacjentowi probówki
drudzy przychodzą bez skierowania i chcą zrobić sobie badania prywatnie - wtedy pani musi zaznaczyć w komputerze jakie badania klient sobie życzy, wydrukować naklejki, podać probówki, wydrukować rachunek i skasować.
Co mnie dziwi najbardziej, to że za każdym razem, gdy tam jestem, wszystkie panie zajmują się tym samym pacjentem. Czasem tylko dalej zajmują się swoją pracą. Zastanawiam się, czy tak samo lekceważąco by pracowały, gdyby pracowały na kontrakcie, a ich zarobki zależały od ilości obsłużonych klientów.
Panie mają ulubione usprawiedliwienie, gdy ludzie się denerwują, że tak długo czekają na swoja kolej. "System się zepsuł". I zawsze się wtedy zastanawiam, czy one są na tyle... niemądre, że wydaje im się, iż ci wszyscy ludzie nie słyszą, że one sobie plotkują, zamiast skupić się na robocie.
Ach no i jeszcze to, co mnie zawsze denerwuje. Gdy jestem obsługiwana, chciałabym nie być traktowana jak powietrze, któremu trzeba wydrukować naklejkę. Mnie naprawdę nie interesuje, że pani Lodzia ma troje dzieci i najstarszy syn ma kłopoty z dziewczyną. I zawsze mam ochotę powiedzieć tym paniom, że do pracy przychodzi się pracować, a nie na ploty! Dodatkowo do klienta można by też powiedzieć "dzień dobry", "proszę", "słucham"... no jakikolwiek wyraz zainteresowania byłby pożądany.
Apogeum zdenerwowania osiągnęłam, gdy o 13.45 byłam obsługiwana i nagle pani mówi: " a pani ma test na prolaktynę z obciążeniem? a to badanie trwa godzinę, a my o 14.30 kończymy pobieranie". Ci co mnie znają potrafią sobie wyobrazić, jak zmienił się mój wyraz twarzy i jak bardzo dyplomatycznie i nie obrażając pani starałam się jej wytłumaczył, że siedzę tu od 11tej i nie obchodzi mnie, o której panie zamykają, bo wystarczyłoby lepiej obsługiwać klientów itp itd. Pani uparcie chciała jeszcze ze mną dyskutować, że to dlatego, że się system zepsuł, ale szybko zamknęłam jej usta, mówiąc, że ja siedziałam obok cały ten czas i wiem o czym panie rozmawiały.
Dzisiaj byłam w laboratorium trzeci raz w ciągu tygodnia. I im wcześniej przychodzę tym bardziej jestem zdziwiona, bo wygląda na to, że nie ma ani chwili, aby do rejestracji nie było kolejki. Gdybym miała jakikolwiek wpływ na to co się tam dzieje, wszystkie panie z rejestracji straciłyby pracę, albo właśnie pracowały na kontrakcie, aby motywacja była większa. Bo to paranoja, że panie w samym laboratorium pobierają materiał do badania u jednego pacjenta szybciej niż panie z rejestracji drukują naklejki!
Pierogi z kapustą i grzybami były zupełnie nie planowane. Przyjechała siostra Adama - Ewa i poprosiła, abyśmy jakieś pierogi ulepiły, bo chciałaby zobaczyć co i jak. Wygnałyśmy Adasia z domu i muszę przyznać, że to były bardzo miłe i owocne godziny.
Szybko poradziłyśmy sobie z farszem. Starłyśmy pieczarki na dużych okach, podsmażyłyśmy je niewielką ilością soli i masła. Kapustę kiszoną poszatkowałyśmy i podsmażyłyśmy na maśle. Wszystko razem zmieszałyśmy na patelni i dalej podsmażając przyprawiłyśmy. Przed zakończeniem przygotowywania farszu trzeba go spróbować. Jeśli uważacie, że farsz jest zbyt kwaśny, dobrym sposobem na zneutralizowanie będzie dodanie posiekanej, zeszklonej już cebuli.
Ciasto zrobiłyśmy wg wcześniejszych przepisów. Lepienie z Ewą było szybkie i sprawne. W prawdzie nie lepiłyśmy takich ilości, jakie lepiłam jakiś czas temu z Adamem.
Ulepione pierogi wrzucamy do gotującej się osolonej wody. Podajemy z masełkiem. Pycha!
FARSZ DO PIEROGÓW Z KAPUSTĄ I GRZYBAMI:
0,5 kg świeżych pieczarek
300 g kapusty kiszonej
sól, pieprz
masło
poniedziałek, 10 stycznia 2011
Subskrybuj:
Posty (Atom)