niedziela, 12 grudnia 2010

Pierogi ze szpinakiem

Ostatnim razem wypisując tyle o Wiśniewskim dążyłam do konkretnej myśli. Tak się składa, że ostatnio tak mało mam czasu na pisanie, a tak wiele się dzieje. I gdy piszę myśli nakładają mi się na siebie.

Wczoraj pierwszy raz od dawna wyszliśmy wieczorem z domu. Ale przysiegam, że gdyby nie fakt, że wrobiłam Adasia w bycie w "żeri", nie miałabym siły się ruszyć. I przyznaję, że podoba mi się ta cała ustawa antytytoniowa. A przynajmniej jej efekty, jak na przykład wchodzenie do budynków przez mniejszą chmurę dymu i ten (prawie) wolny od dymu Medyk!!

Wracając do Wiśniewskich wywodów. Facet ma łeb! I cholernie dużo trafnych cytatów z niego wyciskam za każdym razem, gdy czytam jego książki. Nawet nie wiecie jak edukujące są jego listy z Domagalik.

"Gdy denerwują mnie ludzie, to dla uspokojenia często sięgam po książki o zwierzętach. Jeśli w ich świecie w ogóle są jacyś politycy, to na pewno nie są aż takimi durniami. Nawet wśród gnid"

"Kobieta, aby pójść do łóżka z mężczyzną, potrzebuje bliskości, zaufania i poczucia więzi. Mężczyzna - przeważnie - potrzebuje tylko miejsca."

"Nie ma nic bardziej niesprawiedliwego niż nieodwzajemniona tęsknota. To nawet gorsze niż nieodwzajemniona miłość."

"Jest taki moment, kiedy ból jest tak duży, że nie możesz oddychać. To jest taki sprytny mechanizm. Myślę, że przećwiczony wielokrotnie przez naturę. Dusisz się, instynktownie ratujesz się i zapominasz na chwilę o bólu. Boisz się nawrotu bezdechu i dzięki temu możesz przeżyć."

"Po co komuś jakieś wyświechtane "kocham cię", skoro facet wstaje przed tobą, robi ci śniadanie i na talerzyku układa serduszko z truskawek? No po co? Nie umie tańczyć, nie ma czasu na czytanie książek, do czarnego garnituru założyłby brązowe buty, tylko dlatego, że są nowe. Ale ja już wyrosłam z marzeń o tańcu w deszczu, z różową wstążką we włosach. Może się okazać, że jest czarna."

"Nie w porę może przyjść czkawka, okres, śmierć lub sąsiadka. Ale nie miłość."

"Czekaj na właściwy moment, na tego mężczyznę, któy sprawi, że twoje życie upije się miłością."

"Najgorszy jest lęk przed czymś, czego nie można nazwać."

"Czy wiesz, że wspólne czytanie książek na głos mocniej wiąże ludzi niż wspólne spłacanie kredytu?"

"Nawet jeżeli pociechy udziela niebo, to pomocy oczekuje się od ludzi."

"Dwa razy w życiu zaślepiona swoim zakochaniem, nie dostrzegła żadnych skaz w mężczyznach, którzy ją wybrali, oszukiwali latami i porzucili."

"Miłość oprócz tego, że jest powinna być jeszcze piękna. Aby mogła przetrwać, musi być szlachetna. Może być trudna, ale nie może być niewłaściwa. Moja była niewłaściwa."

"Pamięta, że siedziała obok niego sparaliżowana tym, co usłyszała, i zastanawiała się, dlaczego akurat teraz nie czuje ani współczucia, ani złości, ani nienawiści. Ani nawet miłości. Czuła jedynie strach. Zwykły biologiczny strach. Bała się, że ten człowiek mógłby kiedyś zniknąć z jej życia."

"...krótko mówiąc chciałabym ssać jego mózg..."

To oczywiście mały procent tego co uwielbiam naprawdę. Każdy z cytatów wiąże się dla mnie z jakimś momentem, jakimś wspomnieniem. Moglibyście zapytać mnie o każdy z powyższych i dowiedzielibyście się o mnie więcej niż ktokolwiek. Na przykład ten ostatni... Pewnie nie wiecie, że mój Mąż dawno temu złapał mnie wcale nie na tą głupkowatą gadkę. To znaczy może On o tym nie wie, ale zachwycił mnie swoim intelektem. Z każdym dniem coraz bardziej imponował mi swoją mądrością, trzeźwością umysłu, spojrzeniem na świat. Ach i ta jego wszechobecna wiedza! Już wtedy cytat z "Martyny" przewijał mi się przez umysł, gdy myślałam o Mężu. A teraz... Adam codziennie przypomina mi, jak "wielki ma mózg". Myślę, że to właśnie mnie najbardziej pociąga i wprowadza w stan niemalże podniecenia. (o ile powinnam Wam o tym pisać). Oj tak! Chciałabym ssać jego mózg!

Na któryś zajęciach z pediatrii, gdy moja grupa odkrywała mojego bloga, rozmawialiśmy o jedzeniu. Chwaliłam się gulaszem z polędwicy, jaki udało mi się zrobić kilka dni wcześniej. I nawet miał być gwiazdą tego wpisu. Jednak w trakcie rozmowy zaczęliśmy temat pierogów. I tak podsunięto mi pomysł na pierogi.

Zrobiliśmy sobie z Adamem dzień lepienia pierogów. I to wielu pierogów! W sam raz, żeby je zamrozić i mieć na dużo dużo obiadów w leniwe od kuchni dni. Tak naprawdę to mój Mąż lepił. I to bardzo dużo. A ja głównie dorabiałam ciasto i farsz ;P

Pierw przygotowałam wszelkie składniki do farszów. Do ruskich, z mięsem. Ale tak naprawdę chcę się pochwalić tymi pierogami ze szpinakiem.O tej porze roku można dostać tylko szpinak mrożony niestety. Lepszy taki niż żaden. Na maśle podsmażyłam gnieciony czosnek. Koniecznie osolony, aby się za bardzo nie przypalił, bo byłby gorzki. Dorzuciłam szpinak trochę rozmrożony.

Gdy szpinak się poddusiła doprawiłam, dolałam Ramy Cremefine. I serka mascarpone!! Smak stał się dzięki niemu o wiele subtelniejszy. Pyszniejszy. Łagodniejszy. Taki jami! Najważniejsze jest jednak to, że szpinak stał się bardziej gęsty i nadający się do nadziewania pierogów.

Przez zupełny przypadek udało mi się już za pierwszym razem robienia samotnie pierogów dorwać dobre ciasto pierogowe. W moim magicznym urządzeniu po prostu mieszam składniki. Potem jeszcze zagniatam, rozwałkowuję. I tym razem wyciągnęliśmy świetne urządzenia nowe nie śmigane urządzenia do lepienia.

W tym momencie najbardziej popisał się mój Mąż. Jest świetnym lepiaczem pierogowym! I uwielbiam go za to, bo mam tonę pierogów w zamrażarce ;P

Ulepione pierogi wrzucamy do garna z wrzącą osoloną wodą. Zaraz po wrzuceniu trzeba delikatnie zamieszać, żeby nie przykleiły się do dna. Gotujemy do chwili wypłynięcia. No i podajemy delikatnie posypane tartym żółtym serem.

Delektujcie się!