czwartek, 28 października 2010

Domowe hamburgery

Obecnie bardzo dużo mówi się o najróżniejszych projektach ustaw proponowanych przez Ministerstwo Zdrowia. Kilka dni temu usłyszałam nawet, że niektóre środowiska będą się domagać odwołania Minister Kopacz. Mi również nie podobają się niektóre pomysły MZ, ale nie uważam, aby był to powód do jej odwołania. Uważam, że reforma jest potrzebna, jedynie trzeba się do niej zabrać bardziej rozsądnie.

Jeśli chodzi o ustawę o zawodach lekarza i lekarza dentysty, myślę, że ma wiele wad. Wydaje mi się jednak, że proponuje również wiele potrzebnych zmian. Pamiętam też, iż nie dalej jak dwa lata temu, jeździłam do Wawy delegowana przez GUMed i KWSM, aby uczestniczyć w przygotowaniach do tej ustawy. Pamiętam, że zebrano wtedy przedstawicieli wszystkich publicznych uczelni medycznych w Polsce, którzy zgodnie okrzyknęli LEP w obecnej formie bezsensownym, a staż podyplomowy niepotrzebną stratą czasu. Wszyscy domagaliśmy się upraktycznienia studiów i paru innych rzeczy. Od tego czasu tylko słyszało się o pracach nad projektem. Kilka jeszcze razy byłam w Wawie uczestnicząc w pracach różnych zespołów - żeby nie było, z ramienia KWSM. Dzisiaj, ten sam KWSM, który tak dumnie domagał się reformy, krytykuje ją od góry do dołu, łącznie z tym, o co sami postulowali. Czasem zastanawiam się, czy tylko ja pamiętam, to co było dwa lata temu? Zasygnalizowałam nawet im swego czasu, iż nie powinni tak się zachowywać. Że swoich własnych pomysłów nie powinni tak obmawiać. Krytyce powinny podlegać tylko te rzeczy, z którymi się nie zgadzają faktycznie, jak np. przyznawanie specjalizacji na podstawie średniej ocen. No ale zostałam delikatnie mówiąc zjechana. Niedawno też poprosiłam, aby zwrócili uwagę na niektóre rzeczy, ale chyba jednak nie zostałam właściwie zrozumiana.

Reforma wyższego szkolnictwa medycznego i całej reszty naprawdę jest potrzebna. Być może MZ nie zabrało się za nią do końca właściwie. Jednak ramowy program studiów został przygotowany przez naszych profesorów. I to tych najlepszych, którzy najlepiej jak się da, ogarnęli temat. Widziałam zarys tego programu i muszę przyznać, że mi przypadł do gustu. Wyrzucono przedmioty, które niepotrzebnie obciążały program studiów. Skrócono wysoce specjalistyczne przedmioty do potrzebnego minimum. Mam nadzieję, że po wejściu ustawy nie zmieni się to w jakiś koszmarny dla studentów hardcore utrudniający im życie do końca życia.



Naprawdę wkurza mnie wiele rzeczy w tych ustawach. Drażnią mnie warunki przydzielania rezydentur. Ale najbardziej to, że MZ nie odpowiada na żadne protesty, pisma, jest głuche na argumenty. Smutne i trochę niepokojące jest też to, iż media bardzo cicho do tych zmian podchodzą. A właściwie słyszy się jedynie to, że "będą mniejsze kolejki". Rozumiem, że to takie hasło przedwyborcze...? Bo niby jakim cudem te zmiany zmniejszą kolejki?


Dzisiaj spotkaliśmy się z naszymi studentami. Oni są przerażeni. I to realnie. Projekt ustawy zakłada, iż zniesienie LEPu i nowe warunki przyznawania rezydentur ich obejmą. Z innych źródeł mamy informację, że te zmiany wejdą dopiero dla tych zaczynających studia w przyszłym roku. Ustawa ma mnóstwo nieścisłości, jeszcze więcej braków. I pomyśleć, że to jest projekt przygotowany przez głowy naszego Państwa. Wstyd! Po prostu wstyd!


Z tej właśnie okazji zrobiliśmy sobie zdrowsze hamburgery. Zdrowsze, bo zrobione samodzielnie. Zdrowsze, bo wiemy co w nich jest. Niestety przypuszczam, że kalorii miały tak samo wiele. Zakupiliśmy bułki specjalnie na tą okazję. Zwykle niewiele jadamy pieczywa. Wolimy mięso, sery, warzywa.

Najpierw przygotowaliśmy kapustę. Czerwoną. Posiekałam ją drobno. Dodałam trochę soli, pieprzu, odrobinę cukru. Soku z cytryny i parę kropel oliwy z oliwek. Wymieszaną kapustę odstawiamy na bok, niech się "przegryzie".


Teraz o wiele ważniejszą kwestią są same kotlety. Tak naprawdę to pewnie nie były to hamburgery sensu stricte. Po prostu wyciągnęłam mielone mięso, dodałam sól, pieprz, jajko. Wymieszałam. Na koniec mój tajemniczy składnik, którego do kotletów mielonych nauczyła mnie dodawać, o dziwo, moja mama. Najlepiej jest wcześniej namoczyć bułkę w mleku i dodać ją do mięsa. Tym razem jednak - z braku bułki i lenistwa - wymieszałam z mlekiem bułkę tartą. Gdy trochę namokła dodałam do mięsa, wymieszałam.
Na koniec formowałam płaskie kotlety, nie obtaczałam w tartej bułce, i smażyłam na rozgrzanym oleju.


Gotowe kotlety razem z przekrojonymi (nie do końca) bułkami wstawiłam na kilka chwil do rozgrzanego piekarnika, aby były bardzo ciepłe. Po wyciągnięciu, wkładamy kotleta w bułkę, przekładamy plastrem żółtego sera, plastrem pomidora. Do środka dorzucamy także przygotowaną wcześniej kapustę i polewamy sosikiem majonezowo-ketchupowo-musztardowym, który już nie raz opisywałam.


Tak przygotowane mięsne kanapki pożeramy ze smakiem.


DOMOWE HAMBURGERY:
500g mielonego mięsa
1 jajko
sól, pieprz
2 łyżki bułki tartej
2 łyżki mleka
4 bułki do hamburgerów
0,5 główki czerwonej kapusty
sól, pieprz, cukier
sok z cytryny
oliwa z oliwek
plastry żółtego sera
plastry pomidora
majonez
musztrada
ketchup


środa, 13 października 2010

Rydze smażone

Wywróciłam życie do góry nogami. I wiecie co, czuję się z tym świetnie. Odświeżona, odkurzona i zdecydowanie na swoim miejscu! Oczywiście w sferze prywatnej nie zmieniło się wiele. Wciąż jestem szczęśliwą mężatką i staram się być żoną w najlepszym wydaniu. Zdecydowanie rozpieszczam Męża kulinarnie, co do reszty sam musiałby się wypowiedzieć. No cóż... wrodzona skromność mi nie pozwala ;P

Od początku października chodzę na zajęcia na zdrowiu publicznym. Tak, to już oficjalne. I już z tego miejsca mogę z łatwością stwierdzić, że zajęcia są prowadzone lepiej niż na lekarskim. Nastawione bardziej na to, aby zainteresować nas zagadnieniem. Asystenci opowiadają, rozmawiają, dyskutują. Nie wspomnę już o tym, że w końcu nikt nam nie czyta slajdów, tylko po prostu przekazuje wiedzę. Na lekarskim zajęć nieczytanych było dosłownie kilka i to zwykle wszystkie na tych samych klinikach/katedrach. Co było strasznie denerwujące, bo to samo mogliśmy przeczytać w książce. Tak na szybko przypominają mi się zajęcia na pediatrii, gdzie slajdy dostępne były w extranecie, dostępne dla wszystkich, a lekarze opowiadali nam praktyczne historie dotyczące omawianych zagadnień. Być może dlatego największą miłością pałałam do pediatrii i marzyła mi się ta specjalizacja ;P

W prawdzie na WNoZie nie ma prawie żadnej informacji w extranecie, a te co są straciły ważność nawet dwa lata temu, jednak z zajęć jestem mega zadowolona. Dodatkowo zauważę, że pani w dziekanacie na wszystkie pytania odpowiada "nie wiem", albo " proszę zapytać pana/panią X". Czasami sama mam ochotę usiąść na jej miejscu i odpowiedzieć na chociaż połowę pytań (a kilka odpowiedzi znam), z którymi przychodzą studenci.

Wiecie jakie to fajne, poznawać system opieki zdrowotnej od środka? Z zupełnie innej strony? I to jeszcze w moim przypadku, bo mam dodatkową wiedzę jakby od strony lekarza? Wszystko jest ciekawe. I już ani chwili nie będę wątpić, że zrobiłam dobrze. A dodatkowo kolano czuje się lepiej i coraz więcej chodzę, prolaktyna już prawie unormowana, postępy w doprowadzaniu się do stanu używalności są nawet widoczne. Głowa mi się roi od nowych pomysłów dla mnie, dla kolegów, dla samorządu, czasami nawet samej uczelni, czy całego systemu. Jestem w swoim żywiole i czuję się jak rybka w wodzie. Przynajmniej w tej chwili :)

Rydze są bardzo specyficznymi grzybami. Trudno je znaleźć. Zwykle rosną w młodnikach iglastych. Często też na terenach piaszczystych. Po przekrojeniu wypływa z nich kolorowy płyn. A co najważniejsze są bardzo bardzo smaczne. Wiem, że smażone rydze, to nie jest żadna skomplikowana potrawa. Musiałam jednak napisać, abyście przy szukaniu pomysłów na przekąskę pamiętali o tak prostym, przepysznym daniu.

Rydze trzeba dokładnie umyć i osuszyć. Usmażyć na maśle soląc odrobinę. Zaraz po smażeniu warto ułożyć na papierowym ręczniku, aby odsączyć tłuszcz. Jemy póki ciepłe, ale na zimno też smakują świetnie. Gdy ktoś raz spróbuje, miejsce rydzowe będzie jego ulubioną grzybową miejscówką.

RYDZE SMAŻONE:
rydze
masło do smażenia
sól