sobota, 24 lipca 2010

Napój Mietowy na upalne dni w sam raz!

Obecne lato trochę nas wykańcza. Wysusza polskie plony, wysusza nas samych, utrudnia nam codzienność. I niestety wykańcza również wielu naszych dziadków. Liczba zgonów w tak upalne dni jest o wiele wyższa niż w dni chłodniejsze.

Na naszym poddaszu od tygodni jest około 28 stopni. Wiatrak powodujący jakikolwiek ruch powietrza ratuje nam życie. Bielizna jest zdecydowanie najodpowiedniejszym ubraniem. Chociaż i tak czasem jest zbyt ciepło. Każdego dnia wypijamy litry wody. A i tak przy obliczaniu składu mojego ciała kilka dni temu okazało się, iż mam o 30% wody za mało!

W takie upały nie chce się nawet jeść. Nawet nie wiecie ile posiłków zastąpił nam porządny zimny i pożywny napój. W dzisiejszych czasach mało kto jest w stanie przełknąć bezsmakową wodę. Kiedyś sama potrafiłam wypić bardzo bardzo mało wody. W końcu przekonałam się do Żywiec Zdrój. Wierzcie mi, że z zamkniętymi oczami rozpoznałabym ten smak. Jednak i ta woda się już "popsuła". Po tych kilku latach na studiach medycznych jestem mądrzejsza o świadomość konieczności codziennego uzupełniania płynów. A ponieważ i mi woda nie smakuje najlepiej, postanowiłam sobie z tym jakoś poradzić.

Najlepiej, aby napój był izotoniczny. Nie tylko nawadnia, ale także uzupełnia jony w organizmie. Ale zdaję sobie sprawę z tego, że nikt przy zdrowych zmysłach nie wie, jak takie coś sporządzić w kuchni. Nawet zwykła woda nie jest na tyle świetnym płynem, chyba, że jest odpowiednio zmineralizowana... Ale to już jest wyższa chemia. Z mojego wywodu warto zapamiętać, że trzeba pić przynajmniej 1,5 litra wody dziennie. A zbyt duża ilość kawy czy herbaty również zrobi nam krzywdę.

Od kilku tygodni dbamy o to, aby w zamrażarce zawsze był spory zapas kostek lodu. Przy tak małej lodówce, jaka jest u nas naprawdę ciężko o to, aby gotowe napoje, nawet te samodzielnie zrobione wcześniej, mogły zimne czekać na nas przy każdej wizycie w kuchni. Lód bardzo się przydaje, aby ochłodzić wodę, czy cokolwiek innego nadającego się do picia, co siłą rzeczy na naszym poddaszu ma około 30 stopni. Wystarczy wrzucić kilka kostek, albo dodać kruszony lód do tego co właśnie przygotowujecie.

W tych dniach najwięcej korzystamy z Thermomixa, o którym pisałam już wcześniej. Ta świetna maszyna pomaga przygotować niezłe napoje i przyjamne rozweselające trunki. Próbowaliśmy już mrożonej kawy z dodatkiem sympatycznego Amaretto, robiliśmy świetne Malibu z mlekiem, często robimy likier jajeczny. Każdego dnia do obiadu przygotowujemy jakiś lodowaty napój. A to z cytryną, sokiem z malin, truskawek, czy z mięty.

Dzisiaj znowu ochładzaliśmy się napojem miętowym. W prawdzie nie jest to gumisiowy sok ;P ale świetnie orzeźwia i w tak upalne dni przynosi ulgę.

Domyślam się, że nie wszyscy macie Thermomixa. Przypuszczam jednak, że wielu z Was ma blender. Albo z dużym dzbankiem, albo samą "nogę".

 Do naczynia potrzebujemy wrzucić kilka listków świeżej mięty. Byle nie za dużo, bo będzie niesmaczne. Około 5-6 w zupełności wystarczy. Do tego dorzucamy okrojoną ze skórek i pozbawioną pestek cytrynę. Dosładzamy niewielką ilością cukru i wrzucamy całe opakowanie kostek lodu. Jeśli zastanawiacie się ile to ma być sztuk, to załóżmy, że przynajmniej 10 sztuk.

Wszystko wrzucamy do blendera i mielimy bardzo dokładnie około 30 sekund. Właściwie zrobi się nam sorbet miętowo cytrynowy.

Na koniec dolewamy 1 litr niegazowanej wody i jeszcze raz miksujemy około 10 sekund.

 Jeśli chcecie mieć chłodniejszy napój, dodajcie więcej kostek lodu, ale w zamian wlejcie trochę mniej wody. Napój jest naprawdę smaczny. Można tez zrobić wersję z natką pietruszki, jeśli tylko przepadacie za takimi smakami. Jednak tych liści trzeba użyć o wiele więcej. Najlepiej z całej natki. Ja dodałabym nawet więcej.

NAPÓJ MIĘTOWY:
5-6 listków mięty
80-120g cukru
ok 10 sztuk kostek lodu
1 cytryna bez skórek i pestek
1 litr wody

Tzatziki - upalne wspomnienie o Krecie

Mam w swoich zasobach już całkiem dużą kolekcję rzeczy do opisania. W ciągu kilku następnych dni mam zamiar w końcu opisać wszelkie dżemy, mięsa czy orzeźwiające napoje. Nawet mój Mąż ma do opisania zaległe pesto. Przyznaję, że bardzo smaczne.

Na facebookowej stronie stałe czytelniczki poprosiły o jakąś sałatkę w sam raz na te upalne dni. O mojej ulubionej sałatce można już poczytać w poprzednich wpisach. Tym razem jednak podam przepis na wspaniały sos, który można dodać do każdej mieszanki świeżo pokrojonych warzyw. Pierwszy raz podobny jadłam u mojej świadkowej. Później byliśmy na Krecie w podróży poślubnej i tam codziennie do posiłków podawano nam prawdziwe tzatziki. Wracając kupiliśmy największe opakowanie przyprawy, której dodaje się do przygotowania sosu.

Kilka miesięcy temu próbowałam już zrobić własne tzatziki w domu. Dodałam jednak zwykłego jogurtu, przez co sos był bardzo rzadki i "nie taki". Ostatnio w sklepach coraz częściej można dostać jogurty greckie. Są one o wiele bardziej gęste i idealnie nadają się do sosów. Obecnie jesteśmy w trakcie eksperymentowania, który z nich będzie najlepszy. Próbowaliśmy już "Danonisa", "Greek style" oraz "Tureckiego". Z tej trójki najlepiej do tzatzików nadaje się ten Turecki. Najbardziej przypomina nam kreteńskie smaki. W lodówce stoją jeszcze: Bałkański, Grecki (Bakomy) i Śródziemnomorski (Mleczne Smaki Świata). Będziemy dalej próbować i na pewno uaktualnię wpis o to, który z jogurtów był najsmaczniejszy.

Niektóre źródła podają, że tzatziki są sosem grecki. W innych natomiast czytamy, że pochodzi z Turcji. Być może dlatego, że tereny greckie były przez długi czas pod panowaniem Turków. Tzatziki najbardziej lubię z liśćmi sałaty i pomidorami, tymi pomarańczowymi. Koniecznie spróbujcie.

Aby przyrządzić dobre tzatziki wcale nie potrzeba wiele wysiłku, ani czasu. Warto jednak zrobić je z 20 minut przed podaniem, aby zdążyły się "przegryźć".

Ogórki kiszone trzeba zetrzeć na dużych okach tarki. Jeśli lubicie bardziej delikatne smaki doskonałe będą ogórek świeży.

Dodajemy wyciśnięte ząbki czosnku. Mieszamy z jogurtem greckim i przyprawiamy solą i pieprzem.

Na koniec dosypujemy  przyprawę do tzatzików. Na duży kubek jogurtu dodajemy łyżeczkę do dwóch przyprawy. Wszystkie składniki dokładnie mieszamy i wstawiamy na jakiś czas do lodówki.

Tzaziki świetnie nadają się do warzyw, mięs. Również do potraw z grilla. Naprawdę gorąco polecam.

TZATZIKI:
1 duży kubeczek jogurtu greckiego
1 ząbek czosnku (1 duży lub 2 średnie)
2 kiszone ogórki (lub świeże)
sól i pieprz
1-2 łyżeczki przyprawy do tzatziki

piątek, 9 lipca 2010

Kurki marynowane na słodko-kwaśno z cebulą

Kilka lat temu, gdy słyszałam o problemach niektórych rodzin z podziałami spadku, z ulgą przełykałam ślinę, myśląc "mnie to nie dotyczy". Och, jak niedługo czekałam, aby i u nas tak się działo. Padre zwrócił mi dzisiaj uwagę, że to nie u nas, tylko u mamy. Ale nie oszukujmy się, to wszystko odbija się na nas wszystkich. Mimo iż dziadek przed śmiercią spisał testament, wujek koniecznie musi dobrać się do większej części. Ciotka również i dodatkowo za wszelką cenę pragnie udowodnić, iż kredyt na dom, który moi rodzice spłacali zaciskając mocno pasa i odmawiając wielu młodzieńczych uciech swoim córkom, uregulował za nich dziadek. Oczywiście prawo w Polsce działa na tyle bezsensownie, że to nie ciotka musi udowodnić w sądzie te brednie, tylko mój padre musi udowodnić ich nieprawdziwość.

Wujek jest cholerykiem i koniecznie chce nas wszystkich zniszczyć. Boże, ileż on kłamstw napisał w tych wszystkich pismach do prokuratury. I wiecie co jest najgorsze? On nie skupia się na przykład na mojej mamie, która na którą przepisana jest uczciwa równa część spadku. On obsmarowuje od razu nas wszystkich! Moją mamę, a nawet tatę, siostrę. Największym chyba jego osiągnięciem jest oskarżenie Ewy, iż chciała zabić babcię, gdy ta była pod jej opieką i zaczynała się jej cukrzyca.

Babcia natomiast jako matka nawet nie próbuje przywołać synka do porządku. Każe tylko mojej mamie robić coraz to większe przelewy na jego konto. Paranoja no! Bo biedny Januszek nie ma na chleb. A niech Januszek pójdzie w końcu do pracy, nierób jeden! Babcia w ogóle nie pomyśli o wszystkich trzech córkach, które wujek zastrasza, męczy, oskarża i nie ma się co oszukiwać, krzywdzi.

Co te pieniądze robią z człowieka. Czasami sobie myślę, że chciałabym, aby mama zrzekła się swojej części. Być może wtedy mielibyśmy jakiś spokój.

Odciągając się od tych problemów walczymy c tymi codziennymi. Padre spędza u nas tydzień. Odwiedzamy codziennie moją Alę w szpitalu z jakimiś pysznościami. Dzisiaj w końcu miała artroskopię. Chyba jakieś kulawe fatum nas ogarnęło, bo gdy wyjeżdżaliśmy w niedzielę z Wałcza mój szwagier skręcił nogę.

Takie śmieszne wakacje mamy z tatą. Ponieważ nie za bardzo mogę się wybierać na wycieczki, podróżuję w kuchni ;P Mąż przywiózł z Giżycka dużo dużo sezonowych pyszności. Nie było więc innego wyjścia, jak zapakować to wszystko w słoiki.

Pierwszy raz sama sama robiłam marynowane kurki. Bardzo nie chciałam, aby były w nudnej octowej zalewie. Przepis, który wykorzystałam, znaleziony został w jakieś starej gazecie. Uwielbiam grzyby. Najbardziej smażone: kurki, kanie, rydze. maślaki... Jednak kiedy przyjdzie zima, najbardziej cieszyć nas będą te ze słoików.

Przepis został przeze mnie odrobinę zmodyfikowany, ponieważ nie lubię zbyt intensywnych w smaku. Grzyba trzeba czuć i już.

Marynatę przygotowujemy zagotowując ocet winny z wodą, cukrem, solą, tymiankiem, gorczycą i pieprzem.

Do wrzącej marynaty wrzucamy umyte, oczyszczone wcześniej i osuszone kurki z cebulą pokrojoną w w krążki. Gotujemy do czasu aż cebula zrobi się szklista. Pamiętajcie, żeby nie wrzucać zbyt dużo cebuli, ponieważ wtedy z biegiem czasu w słoikach zrobią się nam kurki w octowej galarecie.

Póki wszystko jest jeszcze bardzo gorące, przelewamy do niedużych, umytych i koniecznie wyparzonych słoików. Szybko zakręcamy i stawiamy do góry dnem. Muszą tak postać przynajmniej 30 minut.
Gotowe przetwory w słoikach najlepiej przechowywać w ciemnych niezbyt ciepłych pomieszczaniach (szafkach).

 Zróbcie Kochani kurki póki są jeszcze dostępne!

KURKI Z CEBULĄ NA SŁODKO-KWAŚNO:
1200 g kurek
3 średnie cebule
0,5 litra octu winnego
0, 6 litra wody
300 g cukru
2,5 łyżeczki soli
2 łyżeczki tymianku
2 łyżeczki ziaren gorczycy
1 łyżeczka czarnego pieprzu (najlepiej ziaren)

środa, 7 lipca 2010

Gołąbki siekane z sosem grzybowym

Gołąbki siekane zrobiłam już jakiś czas temu zainspirowana zwykłymi gołąbkami mamy Wojtka. Przypomniały mi jak bardzo lubię gołąbki i jak bardzo za nimi się już stęskniłam. Nie było innej opcji, musiałam zrobić, a że nie chciało mi się zawijać, musiałam sobie przypomnieć jak to jest bez zawijania.

Tak naprawdę jedyne przy czym trzeba chwilę postać i napracować, to formowanie kilek i podsmażanie ich na patelni. Reszta jest prosta jak drut, po prostu się czeka, aż danie będzie gotowe.

Przygotowanie zaczynamy od nastawienia 400g ryżu. Może być nawet taki w woreczkach. Jeszcze przed siekamy kapustę na najróżniejsze kawałki. Solimy ją w misce i zostawiamy na około pół godziny. Gdy ryż jest gotowy zostawiamy go na chwilę, aby ostygł. Sok z osolonej kapusty odlewamy.

W dużej misce mieszamy mięso mielone, ugotowany wcześniej ryż, przygotowaną kapustę, jajka, przyprawy. Paćkę formujemy w kulki dowolnej wielkości i obsmażamy na patelni z dwóch stron. Następnie układamy wszystkie w brytfance i zalewamy np bulionem grzybowym.

GOŁĄBKI SIEKANE:
600g mięsa mielonego
400g ryżu
1/2 główki białej kapusty
2 jajka
sól, pieprz
1 litr bulionu grzybowego

Grzyby... to jest właśnie to z czym ja najbardziej lubię gołąbki. Wiem, że wszyscy kojarzą gołąbki z sosem pomidorowym, ale mi najbardziej smakują z grzybowym. Jeśli nie macie grzybów suszonych, możecie przyrządzić sos z proszku - niektóre są naprawdę dobre. Jeśli jednak jesteście w posiadaniu, zagotujcie garść w 0,5 litra wody, przyprawcie i zagęśćcie mąką